Policjanci, którzy przyjechali do zdarzenia z udziałem grupy młodych ludzi, zabrali z miejsca w którym wybuchł niegroźny pożar dwie nastolatki. Z niewyjaśnionych okoliczności, jechali z nimi w kierunku lasu, zupełnie przeciwnym do komisariatu. Radiowóz, którym jechali uderzył w drzewo. Nikomu nic poważnego się nie stało. Pozostało jednak pytanie: co dwie nastolatki robiły w policyjnym wozie?

Jedna z poszkodowanych w wypadku radiowozu dziewczyn w gorzkich słowach opowiada o tym, co spotkało ją w ostatnich dniach.

17-latka jest już po operacji nosa. Osiem dni w szpitalu wystarczyło, aby mogła wyjść do domu. Czuje się już dużo lepiej.

Słabo zniosłam narkozę i rekonwalescencję. To była męka. Przez tych kilka dni okropnie się męczyłam. Wciąż odczuwam skutki wypadku, w rozmowie gubię wątek, nie potrafię się skupić i trudno mi się rozmawia. Bolą mnie nos i głowa, ale jest lepiej niż było – mówi dziewczyna w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Zdradza, że jest pod opieką psychiatry. Wciąż nie potrafi sobie poradzić z tym, co stało się 2 stycznia. Jest także po wizycie na komisariacie, gdzie złożyła zeznania.

To najprawdopodobniej moje jedyne przesłuchanie. Mój stan psychiczny nie pozwala raczej na więcej takich spotkań. Wcześniej policjanci chcieli mnie przesłuchiwać, ale nie byłam w stanie rozmawiać podczas mojego pobytu w szpitalu. Próbowali się do mnie dobijać, co było wręcz bezczelne – twierdzi nastolatka.

Sprawą zajmuje się teraz prokuratura w Warszawie. Wcześniej badała ją ta w Pruszkowie.

Miałam mieszane odczucia co do tego, jak zajmowała się sprawą prokuratura pruszkowska. Gdyby sprawa tam została, miałabym poczucie, że wszystko toczy się przeciwko mnie, a przecież to ja jestem pokrzywdzona – zaznacza dziewczyna.

17-latka mieszka w Holandii. Planuje tam wrócić już w środę.

Chciałabym jak najszybciej wyjechać stąd i odpocząć, bo czuję się wykończona psychicznie. Mimo że nie udzielałam się w mediach, to, czego się nasłuchałam i naczytałam w komentarzach, było nieludzkie.

Poszkodowana w wypadku, którego przyczyny i okoliczności są bardzo kontrowersyjne nastolatka, nie gryzie się w język.

Chcę żeby policjanci zostali ukarani. Nie mogą wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic czy po prostu przejść na emeryturę. Na tym mi teraz najbardziej zależy. Cały czas czuję skutki psychiczne tego wypadku, to efekt tego, co zrobili. Przez nich mam koszmary senne, ataki paniki – mówi.

Przypomnijmy. 2 stycznia w miejscowości Dawidy Bankowe niedaleko Warszawy, policyjny radiowóz uderzył w drzewo. W pojeździe poza dwoma policjantami znajdowały się dwie nastoletnie dziewczyny. Oficjalnie, nie wiadomo dlaczego.

Policjanci mieli zabrać nastolatki z miejsca, w którym odbyli interwencję w związku z niegroźnym pożarem. Podczas jazdy mieli włączać sygnały awaryjne. Jak wynika z zeznań jednego ze świadków, policjanci zamiast udzielić pomocy poszkodowanym pasażerkom swojego radiowozu, w nieparlamentarnych słowach kazali im uciekać.

źródło: WP, GW

GW: Nastolatka z radiowozu, który uderzył w drzewo przerywa milczenie. „To było nieludzkie”