Ewa Minge, znana polska projektantka wydała książkę, opartą – jak twierdzi na historii 8 polskich aktorek- celebrytek. W tle przestępstwa, narkotyki i aktorki – które za seks każą sobie płacić. Stawki są ogromne. Podobnie jak popyt. O tym, że to prawda mówi Joanna Krupa, najbardziej znana polska modelka w USA, gwiazda Top Model stacji TVN.

O tym, że niektóre panie karierę w show-biznesie robią dzięki „nowoczesnym alfonsom” – mówiła w rozmowie z Pudelkiem Ewa Minge.

Za nią stoi sztab ludzi, na to się wykłada duże pieniądze. Opiekunowie tych celebrytek to naprawdę nic innego jak alfons w nowoczesnym wydaniu. Z niewiadomego powodu pojawiają się na ściankach, w różnych sytuacjach wieczornych, imprezach VIP itd. Buduje się ich cenę – mówiła w rozmowie z Pudelkiem.

Jej słowa potwierdza Joanna Krupa, jedna z najbardziej znanych w USA Polek.

Nie znam nikogo osobiście, ale wiem, że to się dzieje. Jak byłam na okładce „Playboya” i chodziłam na eventy „Playboya”, to wiem, że często dziewczyny „playmates” obierały tę drogę. Ja byłam w szoku, że takie rzeczy się dzieją – nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Ja nie krytykuję nikogo, niech każdy sobie robi, co chce w życiu. Najważniejsze, żeby był szczęśliwy – mówi Krupa w rozmowie z portalem.

REKLAMA

Eva Minge znana polska projektantka mody i osobowość medialna, która zna show-biznes na wylot napisała książkę pt.: „Gra w ludzi”. Jak mówi opiera się na prawdziwych faktach i doświadczeniach ośmiu celebrytek, które świadczą… usługi seksualne.

Najpierw szkoła, potem studia i praca – dobra i dobrze płatna – taki plan na życie miała Anna.

Najpierw szkoła, potem studia i praca – dobra i dobrze płatna – taki plan na życie miała Anna. Ale jej olśniewająca, nietypowa uroda wcale jej w tym nie pomogła. Zwróciła na nią uwagę niewłaściwych ludzi – tak brzmi wstęp do książki Minge „Gra w ludzi”, którym projektantka zadebiutowała na rynku wydawniczym.

Ujawniając los ośmiu kobiet, które wykreowano na celebrytki, i które świadczą usługi seksualne.

Minge twierdzi, że zdeprawowani miliarderzy i milionerzy stworzyli „model biznesowy”, który coraz prężniej się rozwija. Autorka podkreśla, że wszystkie wydarzenia zawarte w książce są oparte na faktach, ale ze względów bezpieczeństwa zmieniła imiona bohaterek, z którymi rozmawiała.

zobacz także

Nie ukrywam, że książka jest napisana na faktach. Na jej potrzeby wielu bohaterów i tych pozytywnych, i negatywnych zostało zmienionych. Uważam, że tak jest o.k.. Nie chcę nikogo krzywdzić. Natomiast z główną bohaterką Anną spotkałyśmy się na Sardynii, gdzie pomieszkiwałam i ja Annie pomogłam. Losy mojej bohaterki, to walka o marzenia, walka o siebie. To dowód na to, że żaden upadek i koniec nie musi być tym ostatecznym a dno daje niezły start. – powiedziała podczas autorskiego spotkania projektantka.

W książce pokazała życie kobiet i to jak stały się celebrytkami. Wspomniała o budowaniu marki każdej z nich – jak powiedziała – „celebrytki, która niczego nie osiągnęła”.

Za nią stoi sztab ludzi, na to się wykłada duże pieniądze. Opiekunowie tych celebrytek to naprawdę nic innego jak alfons w nowoczesnym wydaniu. (…) Z niewiadomego powodu pojawiają się na ściankach, w różnych sytuacjach wieczornych, imprezach VIP itd. Buduje się ich cenę. – stwierdziła Minge.

zobacz także

Dodała, że polega to na przyznawaniu jej różnych propozycji. Mowa o reklamach, programach telewizyjnych czy rolach aktorskich. Projektantka wspomina też o roli seksworkerki.

I one biorą za taki weekend 50 tysięcy złotych, a za noc – 20, 30 tysięcy złotych – mówi Minge.

W rozmowie z dziennikarzem Pudelka podkreśliła, że wszystkich, o których napisała w „Grze w ludzi”, bardzo dobrze zna, bo niektóre z historii śledzi od prawie dekady.

Myślę, że nawet ci biedni ludzie nie wiedzą, że ja aż tak dobrze znam ich historię. (…) Widziałam dowody tego, że tak jest. Widziałam cenniki. – zaznacza projektantka. W książce pisze o ośmiu celebrytkach świadczących usługi seksualne, ale jest przekonana o większej liczbie takich osób. Jako dowód, wspomina o liście z celebrytkami tzw.: „seksworkerkami”, którą otrzymał jej znajomy – jak określiła – „człowiek wolny, korzystający z usług seksualnych”.

Projektantka nie kryła, że listę wysłała jedna z agencji towarzyskich. Podkreśliła przy tym, że celem nie jest piętnowanie pracy seksualnej samej w sobie, ale fałszu celebrytek.

Ja zawsze powtarzałam, że uczciwa dziwka jest zdecydowanie lepsza od tej nieuczciwej, która udaje wielką miłość. Wiele z nas, kobiet, kupczy swoim ciałem, swoim życiem. Nawet będąc w związkach małżeńskich. Je też pokazuję w książce. – oznajmiła w rozmowie z Pudelkiem.

W książce możemy dopatrywać się jednak jeszcze innego przesłania. Minge chce pokazać w niej, że „będąc kimś, nad kim się ktoś znęca, kto wpadł w sidła – można wyjść, stać się tym głównym pająkiem i pleść sidła ku radości”.

View this post on Instagram

źródło: pudelek.pl, telemagazyn.pl, Instagram. Fot. Wikipedia

Krupa potwierdza słowa polskiej projektantki. Znane celebrytki – paniami do towarzystwa! Stawka? Nawet 50 tys. za weekend