To, co przychodzi, to jakiś odpad kopalniany. Wiemy doskonale, jak powinien wyglądać węgiel. Miał przychodzić dobrej jakości, a przychodzi miał. Sam pan widział, co leży na składach. To nie ma nic wspólnego z węglem. Jak z tych setek tysięcy ton, co u nas leżą, zostanie paręnaście, parędziesiąt ton czystego węgla, to będzie wszystko. – mówił w rozmowie z Newsweekiem pracownik Portu w Gdańsku.

Gdy import z Rosji został wstrzymany, Polska zaczęła ściągać węgiel skąd tylko się da. Mimo, że „Polska węglem stoi”, to surowca zabrakło… Rząd kupił ten więc z innych krajów i do portów, m.in. w Gdańsku przypływają masowce z węglem. Tylko, że surowiec przesypuje się przez palce. Ludzie z branży twierdzą, że Polska kupiła śmieci, a spółki skarbu państwa nie chcą pokazać wyników badań jakościowych zakupionego węgla.

O jakości sprowadzanego węgla postanowił przekonać się na własne oczy dziennikarz Newsweeka. Do portu w Gdańsku przyjechał 27. września. Pracownicy poinstruowali go, jak ma się zachowywać i co mówić do ochroniarzy, którzy pilnowali wejścia.

Gdy pytałem ich, gdzie będzie sprowadzony z zagranicy węgiel, odpowiedzieli: „Wszędzie”. – wspomina dziennikarz. Opisuje, że przed bramą ustawiały się długie kolejki tirów. Widać też statki, które przypływają z ładunkiem.

REKLAMA

Totalne wariactwo. Port robi pełną parą, nie jesteśmy w stanie na bieżąco obsłużyć tego, co przychodzi. Mamy statek za statkiem, pracujemy siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, wspomagamy się firmami zewnętrznymi, które są w stanie dać nam ludzi. Przed wojną w Ukrainie rozładowywaliśmy 200 ton miesięcznie. Teraz 800. – mówi reporterowi jeden z pracowników.

Rząd nałożył embargo na sprowadzany węgiel z Rosji, a porty przyjęły na siebie odbiór zamawianego na szybko węgla z wielu zakątków świata. Pomimo tego, że nie były do takiej skali przystosowane. Pracownicy portu w Gdańsku zauważają, że obecnie przywożony węgiel zdecydowanie różni się od tego z Rosji, z „kopalni Braniewo” – jak górnicy żartobliwie nazywali główną stację przeładunkową rosyjskiego węgla w Polsce.

Ma postać kleistego miału, który w niczym nie przypomina sprzedawanych w składach i sklepach zwartych grud. Gdy biorę do ręki węgiel z jednej hałdy i ściskam, w dłoniach zostaje mi błoto. – opowiada dziennikarz.

Pozostali też nie mają pozytywnych opinii o jakości sprowadzanego węgla.

Widziałam dużo takiego błota, nasz kierowca też pokazywał, co przyjechało na plac. To nie jest węgiel, to jest muł. Muł służy do utwardzenia gruntów pod hałdy węglowe. Oni importują wszystko, jak idzie, żeby tylko chwilowo zaspokoić rynek. Nasi kierowcy dzwonią i mówią, że z samochodów leje się woda. – mówi kobieta, która od lat zarządza dużą firmą handlującą węglem.

zobacz także

Zarówno rząd, jak i dwie spółki skarbu państwa, które zostały oddelegowane do tego zadania: Węglokoks i PGE Paliwa milczą na pytania dotyczące jakości sprowadzanego z zagranicy do kraju węgla. Jak wspomina reporter – oficjalnie wszyscy twierdzą, że węgiel spełnia wyśrubowane kryteria jakości. Problem w tym, że nikt nie chce pokazać badań i tłumaczy się niewiedzą albo tajemnicą handlową.

Ani nie jestem uspokojony, ani nie jestem pewien, że rząd cokolwiek zrobił i zrobi w tej sprawie. Agencja została zobowiązana do zakupu 9 mln ton węgla, bo tyle brakowało, gdy nałożono embargo na Rosję, i tego węgla nie ma. Na dziś ma na stanie mniej niż 50 tys. ton. W skali potrzeb to jest kropelka. – mówił poseł SLD Tomasz Trela, który brał udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych 6. października.

Węgiel z Indonezji pic.twitter.com/HTe0ZuVtfy
— Lucyna Liberda (@lucyna_liberda) October 16, 2022

I również wspomniał o wymijających odpowiedziach posłów na pytania odnośnie cen, kaloryczności i krajów pochodzenia kupowanego przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych węgla. Wiadomo jedynie, że węgiel, który trafia do Polski, jest niesortowany. Oznacza to, że dopiero w porcie okazuje się, ile jest węgla w węglu, a ile miału i błota.

Moim zdaniem nikt ze strony rządowej nie podejrzewał, że to będzie taki problem i teraz wychodzą z założenia, że jakoś to będzie. Dali ciała na całej linii i nie chcą się do tego przyznać. – skwitował Trela.

Dziennikarz wspomniał, że „jeśli węgla w węglu będzie mało, prawdopodobnie trafi do energetyki”. Ta podobno jest „mniej wymagająca” niż klienci indywidualni i – jak mówi jeden z byłych pracowników elektrowni w Połańcu – „w rosyjskich kotłach pyłowych z lat siedemdziesiątych mogą spalać 'byle g**no’ „.

Związkowcy z elektrowni przyznają jednak, że jest nieoficjalny zakaz mówienia o jakości węgla, a Ci którzy złamią zasadę zostaną posunięci do poważnych konsekwencji ze strony firmy.

Nawet jeśli kupiliśmy surowiec najniższej jakości, zapłacimy jak za złoto. Wszystko przez transport węgla z portów do elektrowni. – mówi pracownik elektrowni i dodaje, że spalają najdrobniejsze granulacje węgla.

Moja siostra ma sklad wegla.
Mowi, ze klienci pojechali do Olecka sprawdzic rządowy wegiel. Sama Indonezja, czyli najgorszy chłam.

Ludzie wolą dopłacic do tego co jeszcze jest na skladach niz zaplacic za miał, do ktorego doliczyc nalezy jeszcze cene transportu.
— Alicja Łepkowska- Gołaś 💋 (@LepkowskaGolas) October 17, 2022

W planach szefa MAP Jacka Sasina co prawda jest chęć zwiększenia wydobycia węgla z polskich kopalń, ale górnicy tylko się śmieją…

Ja powiem panu wprost. Dopóki nie nastąpi zmiana w ustawie o likwidacji krajowego wydobycia, to pan minister może sobie te głupoty piep***. – mówi w rozmowie z dziennikarzem jeden ze związkowców.

źródło: Newsweek, Twitter

Pracownik gdańskiego Portu opowiada, co trafia do Polski jako „węgiel”. Miliardy wydali, panie! Nagranie – to jest tragedia