W pewnym momencie, podczas treningów, Skrzypczyński zaczął szukać okazji do kontaktu fizycznego: dotykał, ocierał się. A po treningach, często indywidualnych, (…)wybrane zawodniczki, w tym mnie, zaczął „zapraszać” do kantorka. To były zawsze spotkania jeden na jeden (długa pauza – przyp. red.). Zamykał od środka drzwi i krzywdził nas. Za zamkniętymi drzwiami dotykał mnie po miejscach intymnych… po piersiach, pośladkach. (…)Mirosław Skrzypczyński napastował mnie seksualnie co najmniej kilkanaście razy na przestrzeni trzech lat, gdy przebywałam w klubie Energetyk Gryfino. Kiedy to robił, byłam całkowicie sparaliżowana. – mówi w rozmowie z dziennikarzami Onetu posłanka Lewicy Katarzyna Kotula.

Pod koniec października 2022 r. światło dzienne ujrzał materiał prasowy Jacka Harłukowicza i Janusza Schwertnera, w którym ujawniono, że prezes Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński przez lata stosował przemoc psychiczną i fizyczną wobec swojej rodziny i wobec zawodniczek, które trenował.

Niektóre z relacji dotyczą molestowania seksualnego nieletnich zawodniczek klubu Energetyk Gryfino na początku lat 90. To właśnie do niego należała obecna posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, która opowiedziała o traumatycznych historiach w wywiadzie dla Onetu.

Jeden z zawodników Energetyka, z którym rozmawialiśmy, powiedział nam „najgorzej miała Kaśka Kotula”. Mówił, że Skrzypczyński najwyraźniej upatrzył sobie panią, bo była pani „w jego typie”. – mówili dziennikarze w rozmowie z posłanką.

Brzmi to obrzydliwie, ale mogło tak być. Byłam dzieckiem, 13-, a potem 14-letnią dziewczynką z blond lokami. A on – dziś to wiem na pewno – był seksualnym predatorem. – odparła Kotula.

REKLAMA

Dodała, że nie rozmawiało się głośno o napastowaniu seksualnym przez trenera, a dzieci nikt nie uczulał, że zachowanie Skrzypczyńskiego jest nie na miejscu. Posłanka nie powiedziała o tym przez długi czas nawet rodzicom.

Myślałam, że przepracowałam tę traumę, że mam to już za sobą. (…)Czemu jednak nic nie zrobiłam wtedy jako dziecko? Dziś tłumaczę to sobie z jednej strony wstydem i nieporadnością dziecka. Może ówczesnym przeświadczeniem, że tak po prostu musi być? Może winiłam samą siebie za to, co mnie spotyka. Nie wiedziałam, czy fakt, że trener wybrał mnie jako ofiarę, nie świadczy o mojej słabości. – mówiła.

Kotula nie ma wątpliwości, że ofiarą trenera było zdecydowanie więcej dziewcząt, ale nie tylko – jak przekazali rozmówcy, traumatyzował również chłopców.

Jeden z jego ówczesnych podopiecznych, dziś dorosły mężczyzna, drżącym głosem opowiadał nam o stosowanych przez trenera metodach „wychowawczych”: biciu sztachetą wyrwaną z płotu i fizycznych karach, np. za wchodzenie do kantorka, gdy Skrzypczyński był tam z jakąś dziewczynką. – wspominają dziennikarze.

zobacz także

Tak, wiem, że zawodnicy mieli zakaz zbliżania się do kantorka, gdy trener zamykał się tam z zawodniczką. Groziły za to kary fizyczne. Zresztą Mirosław Skrzypczyński nieustannie stosował wobec nas przemoc fizyczną i psychiczną. Pamiętam, jak kiedyś przez godzinę musiałam stać pod ścianą z rękami uniesionymi do góry. To była forma kary na przykład za nieudane zagranie forehandem. Na jednym z obozów, w środku nocy, chłopcom kazał rozebrać się do majtek i boso biegać wokół stadionu po żużlowej nawierzchni. Kiedyś upatrzył sobie naszego kolegę, który miał wtedy około dwunastu lat. Znęcał się nad nim psychicznie na oczach innych zawodników. Raz, gdy graliśmy w karty, ustawił rozdanie tak, by to on przegrał. Za karę nasz kolega musiał rozebrać się do naga, ściągnąć majtki i pokazać się przed wszystkimi. Trener upokarzał nas, wywoływał traumy, z którymi mierzyliśmy się później jako dorośli ludzie. – wspomina posłanka.

I dodaje:

Trener Skrzypczyński, gdy był z kogoś niezadowolony, brał rakietę do ręki i po prostu serwował, celując w taką osobę, by trafić w plecy lub głowę. To były te jego „wychowawcze” metody. To wszystko najwyraźniej wprawiało go zresztą w doskonały humor, bo do dziś dźwięczy mi w uszach ten jego obrzydliwy, szyderczy śmiech. Wykorzystywał swoją władzę, korzystał z poczucia, że jest najważniejszy, on jest tu trenerem i nikt mu nie podskoczy. Był pewny naszego milczenia, ale też, jak sądzę, miał świadomość, że nikt nam nie uwierzy, jeśli będziemy o tym mówić.

Dziennikarze wspomnieli, że stronnicy Mirosława Skrzypczyńskiego powtarzają, że dzięki jego układowi politycznemu z obecną władzą jak nikt inny potrafi załatwiać pieniądze dla związku. Sugerowali podobno, żeby przymknąć oko na inne sprawy…

Mirosław Skrzypczyński jest dzisiaj najważniejszym urzędnikiem w polskim tenisie. Opowiadał nawet, że chciałby zostać ministrem sportu. – wspomina Kotula.

Na pytanie, czy boi się obecnie Skrzypczyńskiego odpowiedziała przecząco.

Nie boję. Bo dziś wiem, że choć on był sprawcą, to ja nie jestem jego ofiarą. To on jako sprawca przemocy powinien wstydzić się tego, co zrobił. Mam świadomość, że jestem na uprzywilejowanej pozycji: jestem posłanką i osobą publiczną. Tym bardziej uważam, że muszę pokazać innym, że nie należy się bać. Chcę, żeby mnie usłyszano i żeby to odpowiednio wybrzmiało. – odparła.

Bo bycie zawodniczką czy zawodnikiem trenera Skrzypczyńskiego w jakiś sposób naznaczyło nas na całe życie. – skwitowała posłanka.

źródło: Onet

Posłanka Lewicy o prezesie PZT: „Zapraszał mnie do kantorka i krzywdził”