To ja i mój syn – zaczęła. Urodziłam sporo po trzydziestce. Nie, nie dlatego, że „dawałam w szyję”, Panie Prezesie. Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość. Nasze pierwsze dziecko było za słabe, żeby przeżyć. Umarło we mnie. Bywa. Potem chcieliśmy zbudować gniazdo. Dom. Nie oglądaliśmy się na państwo. Byliśmy we dwoje, młodzi. Szczęśliwi. Aż przyszedł „pierwszy PIS” i rękami swoich komisarzy wyrzucił mnie z pracy – wspomina Joanna Racewicz, była dziennikarka TVP, której mąż zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.

Dziennikarka Joanna Racewicz dołączyła do grona gwiazd, które podzieliły się w mediach społecznościowych osobistymi wspomnieniami i sprzeciwiły się absurdalnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o „dawaniu w szyję”.

Racewicz wróciła pamięcią do traumatycznych przeżyć. Między innymi, gdy straciła pracę w TVP, będąc w trzecim miesiącu ciąży i doznała dwóch poronień.

Absurdalne teorie Jarosław Kaczyńskiego o bezdzietności z powodu alkoholizmu młodych kobiet nie uszły politykowi na sucho. W sieci rozpętała się burza i coraz więcej osób wypowiada się na ten temat w sieci. Nawet Ci, którzy dotąd stronili od politycznych aluzji.

REKLAMA

Tym razem, Janina Racewicz w długim i poruszającym wpusie odniosła się do słów prezesa PiS. Opatrzyła go fotografią przedstawiającą ją i jej 14-letniego syna, Igora.

Nasze pierwsze dziecko było za słabe, żeby przeżyć. Umarło we mnie. – napisała dziennikarka.

Racewicz próbowała zajść w ciążę z mężem Pawłem Janeczkiem, który zmarł 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej. Bardzo często wspomina byłego porucznika Biura Ochrony Rządu w intymnych wpisach w sieci.

Ówczesna prezenterka „Wiadomości” TVP otrzymała zwolnienie z pracy, gdy PiS doszedł do władzy i gdy była w pierwszym trymestrze ciąży. Jak przekonuje – to było podyktowane jej poglądami politycznymi. Niedługo później poronieniła po raz drugi.

Uchodziłam za „lewaczkę”. Mówiłam: „To trzeci miesiąc ciąży”. Nie miało znaczenia. „Nie pasujesz nam”. To była umowa o dzieło, a nie etat. Nazywają to: „śmieciówka”. Zna Pan? Zero praw. Zero szans na obronę. Drugie dziecko też straciliśmy. „Nie ma powodów medycznych, wygląda na silny stres” – tyle diagnoza. – pisała Joanna Racewicz.

zobacz także

Te doświadczenia mocno odbiły się na jej zdrowiu. „Przyszła depresja” – kontynuowała dziennikarka.

Trzymała w garści latami. Wtedy kiepsko z prokreacją. Czy ktoś z TVP się mną zainteresował? Nie, Panie Prezesie. Tylko usta pełne frazesów o polityce prorodzinnej. Pańska Bratowa poprosiła swojego Męża, Prezydenta, o dłuższy urlop dla szefa swojej ochrony, mojego męża. „Niech się pan zajmie żoną”. Paweł został ze mną w domu. Trzymał za rękę. Powtarzał: „damy radę”. – czytamy dalej.

Syn celebrytki – Igor, przyszedł na świat w 2008 roku. Jak napisała: „stał się cud”. Niestety, dwa lata później doszło do katastrofy w Smoleńsku, w wyniku której zmarł ojciec i mąż – Paweł Janeczek.

Aż przyszedł 10 kwietnia i lot w jedną stronę. Początek kampanii o reelekcję. Wszystkim zależało, żeby wylądować. Panu też, prawda? Zostawmy śledztwo. Pomówmy o emocjach. O publicznej żałobie rozciągniętej na lata. O marszach z pochodniami co miesiąc. Przepychankach na cmentarzu, dyskusjach podgrzewanych na wiecach: „Znamy prawdę, prawda już blisko”. – wspomina.

Na koniec Racewicz ostrzegła Kaczyńskiego, że poniesie duże konsekwencje za przemówienie, w którym szerzy nienawiść wobec kobiet.

I – na koniec – o spotkaniu z mężem po ośmiu latach. W Zakładzie Medycyny Sądowej w Lublinie. Prosiłam: „Zostawcie go, jest ostatni. A jeśli tak – nie ma pomyłki. Byłam w Moskwie. Do zalutowania trumny. Wiem, jak jest ubrany. Opisać?”. Znów nie słuchał nikt. A teraz? Czy słyszy Pan oburzenie? Wściekłość? Żal? Bezsilność? Smutek? Nie można pogardzać kobietami. Nasz gniew potrafi poruszyć trony. Czasem wystarczy iskra – podsumowała Racewicz.

źródło i fot.: Instagram

View this post on Instagram

„PiS zwolniło mnie w trzecim miesiącu ciąży”. Może o tym pan powie panie prezesie?!